7/27/2012

Problem 1.5

Dzień 2, 13.21

Tomlinson upijał małe łyki herbaty, siedząc z Josh’em w małej kawiarence. Przyjaciel mówił coś do niego energicznie wymachując rękoma, ale Lou wcale go nie słuchał. Myślał nad problemem Harry’ego, który wybrał właśnie jego na osobę, której może się zwierzyć. Nie był przyjacielem, rodzicem, nauczycielem lub psychologiem. Był Nieznajomym Louis’em Tomlinsonem.
- Podać coś jeszcze? – zapytała kelnerka wyrywając szatyna z rozmyślań, a Josh’a z jego opowiadania.
- Tak. – odezwał się chłopak. – Może swój numer?
Zaśmiał się zadziornie, a ona zachichotała. Louis wywrócił oczami kwitując tą sytuację i kiwnął przecząco głowa w stronę niskiej blondynki. Nie miał ochoty na jedzenie.
Jak mógł jeść z myślą, że gdzieś tam w innej części kraju nastoletni Harry zwraca lunch. Na samą myśl przechodziły go dreszcze, które nie zostały niezauważone.
- Zimno Ci, czy co?
- Czy co. – burknął Lou i dopił ciepły napój.
- Spokojnie, spokojnie. – odpowiedział na swój sposób Josh. – Na którą masz do pracy?
Louis spojrzał na zegarek i podskoczył.
- Muszę tam być za 45 minut.
- Zdążysz. – sapnął brunet. – A o której wracasz?
- Dziś wcześniej, bo jutro mam na ósmą. – skrzywił się Louis.
Wiedział, że tym razem ktoś może przyłapać go na wyjmowaniu z kieszeni klucza, który powinien być w skrzynce. No i oczywiście ktoś może zażądać dostępu do szafki 13., w której nie może się nic znajdować, póki Harry nie zakończy przysyłania listów.

Tomlinson w drodze autobusem niecierpliwił się coraz bardziej. W galerii wykonywał swoją pracę i co chwila kręcił się wokół ostatniego rzędu by móc przemknąć niezauważonym i wyciągnąć zgubę z trzynastego schowka. Kiedy kończył swoją zmianę wiedział, że dziś jego cowieczorne zajęcie przypadnie na innego, młodego pracownika. Mimo to wykorzystał chwilę nieobecności klientów i osoby dyżurującej. Podszedł do swojego celu i jednym zwinnym ruchem przekręcił klucz w zamku. Następnie wyjął list i ruszył do szatni po swoją torbę i płaszcz – jak na co dzień.
W drzwiach minął się z Josh’em, który głupkowato się zaśmiał i pomachał mu. Louis wywrócił oczyma i pobiegł na przystanek.

W domu trochę niechętnie rozdarł papier i wyjął list. Patrzył na niego chwilę, w kółko czytając pierwsze zdanie: „Drogi Nieznajomy”.
W końcu westchnął głęboko i usiadł na swoim fotelu, by poczuć się trochę lepiej.

Drogi Nieznajomy.

Czas bym wyjaśnił Ci moje tajemnicze wspomnienie z poprzedniego listu. No więc ta krótka opowieść będzie o mojej rodzinie.

Byłem szczęśliwym, małym dzieckiem z dobrego domu. Rodzice nigdy się nie kłócili, a siostra uważała mnie za najsłodszego chłopca na świcie. Nigdy się nie sprzeczaliśmy, co na rodzeństwo jest kompletnym absurdem. Ona miała dwanaście lat gdy się urodziłem. Często się mną zajmowała, więc stworzyliśmy więź.

Rodzice zabierali nas w różne miejsca wynagradzając późne wracanie do domu po pracy. Szczerze? Nigdy mi to nie przeszkadzało, bo rozumiałem jaki ciężar noszą na barkach.
Pewnego dnia obudziłem się sam w domu. Przeszukałem każdy kont, ale nikogo nie było. Wiedziałem, że mama i tata od rana są w pracy, ale siostra powinna być tu ze mną. Miałem chyba pięć lub sześć lat. Wiesz… nie popłakałem się, ani nigdzie nie zadzwoniłem. Czekałem grzecznie na kanapie, bo o tym zawsze mówiła mi mama. „Jeśli pewnego dnia nikogo nie będzie w domu, usiądź grzecznie w jakimś miejscu i zaczekaj aż wróci. Nie warto panikować jeśli ktoś wyszedł na przykład do sklepu”.
No tak, ale siostra wcale nie wyszła do sklepu. Nie było jej cały dzień i wieczór, a ja siedziałem na tej kanapie parę godzin bez śniadania, obiadu, rozrywki…
Wróciła zanim rodzice przyjechali z pracy, ale nie powiedziała mi gdzie była. Kazała tylko nie naskarżyć, a ponieważ byłem z nią blisko – posłuchałem. Teraz wiem, że ta przyjaźń ze mną była jej potrzebna.
 Jej tajemnicze ucieczki często się powtarzały. Zostawałem w domu sam, bez jedzenia i bez zajęcia. Siedziałem nic nie robiąc i czułem się coraz gorzej. Miałem kolegów, ale nie pozwolono mi do nich wychodzić jeśli dom pozostawał nie zamknięty na klucz. Ja nigdy nie dostałem kluczy. Siostra chciała mieć pewność, że nic mi się nie stanie, więc po prostu siedziałem. To przyczyniło się później do mojej samotności. Byłem dla innych Autsajderem i nie potrafiłem się przystosować.

Jakiś czas potem wszystko się wyjaśniło. Gemma zaszła w ciąże mając niecałe szesnaście lat. Czyli tyle, ile ja mam aktualnie. Nie powiedziała nikomu kto jest ojcem. Do dziś tego nie wiem. W każdym razie od tego zaczęły się problemy w domu. Tata dosłownie wpadł w szał i spakował swoje rzeczy. Wyjechał i zobaczyłem go dopiero miesiąc potem. Wtedy dowiedziałem się, że biorą rozwód. Jednak czekali z tym dwa lata. Za ten czas Gemma urodziła i stała się pełnoletnia. Miałem nadzieje, że jeszcze się coś poprawi, ale oni nie mieli tego w planach. Tata ani razu nie uśmiechnął się do córki ani do żony. Czasami uśmiechał się tylko do mnie widząc jaki jestem przygnębiony tą całą sytuacją. Nigdy nie potrafiłem ukrywać uczuć. Aż do teraz.

Mając osiem lub dziewięć lat pojechałem z rodzicami do sądu, by zdecydować czy zostaje z mamą czy z tatą. Byłem trochę zawiedziony, że Gemma nie pojechała, by mnie wspierać, ale ona była pełnoletnia i miała wszystko gdzieś. Teraz opiekowała się córką, której nie pokochał nasz tata – w przeciwieństwie do mamy – choć wszyscy mieliśmy nadzieję.
Nana. Tak ma na imię dziecko. Nie mam pojęcia skąd wzięło się Gem to imię, ale mała  jest naprawdę urocza. A przynajmniej była. Nie wiem co u niej teraz.

Wracając do rozwodu, miałem zamiar zostać z mamą. Tak, byłem synkiem mamusi. Ale BYŁEM.
Wracając z sądu, rodzice wysadzili mnie u siostry tłumacząc, że muszą omówić jeszcze pewne sprawy i spakować tatę. Pamiętam ten moment kiedy patrzyłem na odjeżdżający samochód i wtedy widziałem ich ostatni raz. Mama machała przez szybę i powiedziała, że wróci po mnie za jakiś czas. Tata był oschły i poważny. Uśmiechnął się przymusowo i dodał gazu.

Siedziałem w ciasnym mieszkaniu Gemmy i bawiłem się na dywanie z Naną. Wtedy zadzwonił telefon, a siostra najpierw wybuchła płaczem, a potem spoważniała i stała się oschła.

Rodzice mieli śmiertelny wypadek i można by rzec, że jakaś tajemnicza siła mnie wtedy uratowała. Tą siłą była mama, która wiedziała, że w domu znów dojdzie do kłótni i chciała bym w tym nie uczestniczył. Nie wiedziała, że pominie mnie coś  jeszcze.

W każdym razie pierwsze co wtedy zrobiłem to zwymiotowałem, a wcześniej objadłem się lodami i… poczułem ulgę.

Nie myśl sobie, że zachorowałem na bulimie w wieku dziewięciu lat! Tamto jest tylko wspomnieniem, które ciążyło na mojej psychice i przypomniało mi parę lat później o sposobie na uzyskanie pewnego rodzaju przyjemności. Takiej krótkotrwałej.

Dobra, odbiegłem na chwilkę od przeszłości. Wróćmy tam.
Zostałem pod opieką siostry, której wcale się to nie podobało. Miała już dość obowiązków. W końcu zatrudniła  nianię i z upływem lat potrzebowała jej już tylko Nana. Ja zostałem wyrzucony z domu jako piętnastolatek i wtedy zaczęły się moje zaburzenia odżywiania.

Mam nadzieję, że teraz już wszystko rozumiesz. Moja choroba zaczyna się na śmierci rodziców, zepsuciu idealnej rodziny i zawsze do tego wraca.

Teraz znasz jeden z problemów nastolatków.

Przed Tobą jeszcze trzy części.


Twój Problem


1 komentarz:

  1. Dobrze piszesz. Podoba mi się to opowiadanie. :) Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń