Dzień 5, 19.34
Louis miał nocną zmianę, ale jego zadanie polegało na układaniu towaru w dziale spożywczym. Właśnie prowadził wózek pełen odgrzewanego jedzenia. Zatrzymał się i zaczął robić miejsce w lodówce. Ktoś zatrzymał się przy nim.
- Można? – zapytał.
- Tak. – odpowiedział nawet nie podnosząc głowy.
- Nie przepracuj się. – doszedł go szept.
Zignorował go i zaczął układać mrożoną pizze, gdy lampka zaświeciła się nad jego głową. Gwałtownie się podniósł i dostrzegł burzę loków znikającą za jednym z regałów. Wstrzymał oddech i przez dłuższą chwilę patrzył pusto przed siebie. Nagle ocknął się i ruszył w tą samą stronę, w którą udał się chłopak.
Wyjrzał zza rogu i dostrzegł mizerną postać przy kasie. Płacił drobniakami i wychodził. Tomlinson rzucił się w jego kierunku. Szybko i zwinnie omijał klientów. Miał nadzieje, że zaraz dopadnie chłopaka, gdy nagle jakiś wózek zastawił mu drogę. Szatyn omal na niego nie wpadł. Podniósł wzrok i nie mógł już znaleźć znajomych loków. Przepadł.
Spojrzał na niezadowolonego klienta, przeprosił i wrócił do swojej pracy.
Trzy godziny potem z niecierpliwością ruszył na sam dół. Słyszał innych pracowników, sprzątających ogromną świątynie. Na szczęście przy szafkach był sam. Posprawdzał je i dotarł do swojej ulubionej. Szybko wyjął list i udał się do szatni po swój plecak.
Autobusem dojechał przed dom swojej przyjaciółki Manon. Był zaproszony na nocną parapetówkę. Dziewczyna dopiero tydzień temu wprowadziła się do nowo wybudowanego domu.
Niestety przyjechał trochę za wcześnie. Manon i jej dziewczyna pojechały do sklepu po przekąski dla gości, więc Louis usiadł na ławce na podwórku dziewczyn i otworzył list.
Drogi Nieznajomy.
Czasami jest tak, że dwójka kochających się ludzi nie może mieć dzieci. Na przykład jedno z nich jest bezpłodne lub natura na to nie pozwala (wiesz co mam na myśli). Dwanaście lat temu kobieta i mężczyzna odkryli, że jest tylko jeden sposób, by mogli wychowywać potomka. Adopcja.
Nie było łatwo, bo sprzeczali się w paru sprawach. Ona chciała mieć najwięcej rocznego malca byle jakiej płci. On pomyślał, że dobrze by było uszczęśliwić dobrym domem i kochającymi rodzicami starsze dziecko.
W innej rodzinie On i Ona mogli mieć dzieci, ale nie chcieli ich. Byli młodzi i lubili wypić. Tak rozpoczęło się życie Niall’a. Urodził się trochę za wcześnie i był bardzo słaby. Na szczęście przeżył i został z rodzicami. Oboje ćpali. Gdy mały podrósł wszystkiemu się przyglądał. Mama ćpa. Tata ćpa. Czemu ja nie ćpam? – myślał.
Odpowiedź na to pytanie znalazł prędko. Oboje przedawkowali i pięcioletni Niall trafił do domu dziecka.
Tam nie czekał długo, bo On i Ona z pierwszej rodziny pokochali go od razu i już więcej się nie sprzeczali. Był wychowywany dobrze choć trochę biednie. Nigdy nie miał własnych pieniędzy i kieszonkowego. Miał za to miłość.
Prawie zapomniał o przeszłości, ale jak mówiłem – prawie. Podrósł i zaczął obowiązkowo uczestniczyć w szkolnych zajęciach, które miały na celu przestrzegać nastolatków przed alkoholem, paleniem, narkotykami, seksem i tak dalej.
Pewnie już wszystkiego się domyślasz… Jego wspomnienie wróciło tak jak moje.
Po pierwsze: potrzebował kasy i dowiedział się, że na dostarczaniu towaru można nieźle zarobić.
Po drugie: Znów zżerała go ciekawość co tak bardzo kochali w narkotykach jego rodzice.
Jednak obiecał sobie, że nigdy nie weźmie tego świństwa do ust. Trwał w tym postanowieniu parę lat. Nikt go nie podejrzewał, bo miał taktykę. Siedział spokojnie, nie wychylał się, jak już Ci mówiłem… to znaczy pisałem.
Niestety nadszedł czas, w którym głupota przejęła władzę nad Niall’em. Spróbował, polubił, brał więcej.
Więcej…
Więcej…
Więcej…
Z każdą dawką przypominał sobie o rodzicach. Tych dawnych i tych nowych. Kochał wszystkich. Nie ważne co zrobili.
Chciał jednak skończyć z sobą i z życiem, które nie miało sensu. Dla niego nie warto było żyć. W nowym domu zaczynało być coraz gorzej. Brak pieniędzy, a miłością nie mogli się najeść.
Nie miał planów na przyszłość. Nie miał talentów i pasji. Był gówno wartym siedemnastolatkiem.
Ja jednak chciałem mu pomóc. Ja, szesnastoletni Harry. Uchroniłem go ten jeden raz, w tą jedną noc przedłużyłem jego życie o parę godzin.
Wtedy opowiedział mi o tym wszystkim o czym ja piszę Tobie.
W każdym razie, Niall osiągnął swój cel.
Wymknął się następnego dnia z mojego mieszkania pod pretekstem, że musi wrócić do rodziców i poszedł nie wiadomo gdzie. Przedawkował, umarł w męczarniach pod tą samą latarnią, pod którą go znalazłem.
Dowiedziałem się o tym od nauczycieli na apelu.
To kolejna historia. Przed Tobą jeszcze jedna.
Najgorsza.
Twój Problem.
PS. Dziś miałem dobry dzień.
Louis uniósł wzrok na dźwięk trzaśnięcia drzwi samochodu i niechętnie się uśmiechnął. Manon podeszła do niego rozradowana, trzymając w rękach papierową torbę z chipsami i Colą.
- Co czytasz? – zapytała.
- Nic takiego… - skłamał i schował list do plecaka.
- Ok. – wzruszyła ramionami. – Wejdziesz do środka?
Skinął głową i wstał z ławki kierując się do zielonych drzwi. Wszedł do środka i rozejrzał się. Wystrój był nowoczesny i wszystko było na swoim miejscu. Aż żal było pomyśleć, że po imprezie to się zmieni. Naprawdę zazdrościł przyjaciółce tego porządku.
- Josh wpadnie? – zapytała Caitlin, dziewczyna Manon.
Louis wzruszył ramionami. Nawet nie słuchał brunetki. Myślami był teraz w świecie Harry’ego. Zaczął zastanawiać się jak to jest nim być. Z tyloma problemami wokół. Przypomniał sobie nagle, że prawdopodobnie widział go parę godzin temu. Teraz wiedział, że musi być uważny, by nie przepuścić okazji na ponowne spotkanie chłopca.
Louis wzruszył ramionami. Nawet nie słuchał brunetki. Myślami był teraz w świecie Harry’ego. Zaczął zastanawiać się jak to jest nim być. Z tyloma problemami wokół. Przypomniał sobie nagle, że prawdopodobnie widział go parę godzin temu. Teraz wiedział, że musi być uważny, by nie przepuścić okazji na ponowne spotkanie chłopca.
- Lou, musimy Ci coś powiedzieć. – wytrąciła go z rozmyślań Manon.
Szatyn podniósł głowę, na znak, że mogą mówić.
- Postanowiłyśmy adoptować dziecko. – oznajmiła Caitlin i uśmiechnęła się szeroko, stając blisko blondynki.
Tomlinsonowi aż zakręciło się w głowie. Adopcja? Teraz? Po tym liście?
Naprawdę nie wiedział co ma o tym myśleć.
- To… wspaniale. – skwitował z udawanym uśmiechem. – Na pewno będziecie idealnymi mamusiami.
Obie uśmiechnęły się do siebie i przytuliły, mamrocząc coś na kształt: „Już nie mogę się doczekać”.
Louis też nie mógł się doczekać. Tak… Nie mógł się doczekać dnia, który utwierdzi go w fakcie, że dziecko naprawdę będzie szczęśliwe i nie skończy tak jak Niall H.
jak mogłaś go uśmiercić, przez Ciebie płaczę. to ja napisałam poprzedni komentarz ale nie podpisałam się,
OdpowiedzUsuńMarta