Dzień 6, 16.20
Tego dnia Louis miał wolne. Od rana siedział czytając w Internecie o bulimii i narkotykach. Bał się co jeszcze może go spotkać. Zresztą i tak na razie się tego nie dowie. Harry włoży list, ale Louis’a nie będzie w pracy. Musi jakoś wytrzymać.
Ciekawość zawładnęła nim najbardziej jak tylko mogła i sprawiła, że wieczór Louis’a stawał się coraz dłuższy. Josh wpadł na chwilę, ale nie dostarczył szatynowi żadnej rozrywki. Usiadł przed telewizorem z piwem i komentował mecz. Lou rozsiadł się na swojej sofie i patrzył w pusty punkt.
Czuł niesamowite uczucie na samą myśl o Harry’m. Tak bardzo chciał go poznać! Tylko jak?
Powinien mu pomóc, skoro czyta o problemach. Przecież los nie bez powodu wybrał Louis’a na adresata. Najbardziej pożądaną rzeczą przez Tomlinsona było przytulenie słabego ciała chłopaka. Niestety, na razie pozostawało mu tylko czytanie listów. Niestety nie dziś.
Lou skrzywił się i jęknął z nudów. Josh nie odrywając wzroku od telewizora pokręcił głową.
- Co się z Tobą ostatnio dzieje? Nawet nie chcesz pić. – burknął brunet.
Jasne, że Lou nie chciał pić. Harry prosił go o zaprzestanie, więc posłuchał.
- Nie zrozumiesz Josh. – odpowiedział ponuro.
- Problem z dziewczynami… znaczy chłopakami?
- Można tak powiedzieć…
- Ugh. – jęknął. – Więc nie chcę o tym gadać.
Lou roześmiał się w odpowiedzi, ale po chwili znów posmutniał. Nie mógł tu dłużej wytrzymać, więc wstał i głośno westchnął. Przyjaciel spojrzał na niego pytająco, przegryzając chipsy.
- Muszę wyjść. – postanowił.
- Spoko. Zostanę tu póki nie wrócisz.
Szatyn machnął na to ręką i na wszelki wypadek zabrał klucze. Zbiegł po schodach i wsiadł do pierwszego lepszego autobusu. To nie było istotne, bo każdy przejeżdżał obok galerii.
Po pół godzinie wysiadł i pobiegł do szafek. Dziś nie było tłumów, ale wiele kluczy brakowało. Ludzie są naprawdę leniwi, pomyślał.
Rozglądnął się na boki i spojrzał na dyżurującego staruszka. Ten machnął do niego przyjaźnie ręką i uśmiechnął się. Chłopak odwzajemnił ten gest i nie czekając dłużej przekręcił klucz. Uwielbiał ten trzeszczący dźwięk otwierania drzwiczek, który budował napięcie. Koperta rzeczywiście była na miejscu. Zabrał ją i nie czekając dłużej otworzył w drodze powrotnej do domu. Tym razem nie czekał na autobus.
Drogi Nieznajomy!
Niedawno otworzono kolejkę jadącą przez nie mały las. Jest ona głównie dla turystów, którym nie chce się jeździć na rowerze. Jednak dla rozrywki podróżują tym również mieszkańcy mojego miasta. I ja także się na to zdecydowałem. Szkoda, że wybrałem zły dzień.
Odbiegnijmy na chwilkę od tematu.
Posłuchaj… na pewno uważasz tak jak inni, że pilni uczniowie nie sprzeciwią się nigdy nauczycielowi. Zrobią wszystko dla dobrej oceny. Naprawdę wszystko, tylko że ja nie spodziewałem się ile to ‘wszystko’ obejmuje.
W starszej klasie jest pewien chłopak. Cud miód. Ideał. Przystojny, pilny, z dobrego domu i na dodatek sportowiec. To jak nadąża z nauką, jednocześnie chodząc na treningi pozostało dla wszystkich tajemnicą… prócz mnie.
Wróćmy do kolejki:
To był niedzielny poranek, tak jak dziś, tylko że Ty czytasz to wieczorem. Ja wstałem wcześnie i po paru odwiedzinach toalety poszedłem sprawdzić nową atrakcje. To była godzina, którą większość miasta spędzała w kościele. Jednak nie ja i nie Liam. A także nie ktoś jeszcze.
Usiadłem na samym końcu i czekałem aż wybije 8.00 by móc wreszcie odjechać. Co chwila spoglądałem czy ktoś nie wsiada i w końcu doczekałem się towarzystwa. Poszli do środkowego wagoniku, bym ich nie obserwował. Szczerze mówiąc wcale nie zamierzałem, choć przyznam, że Liam trochę mi się podobał.
Minęło piętnaście minut i poczułem, że potrzebuję do toalety. Znajdowała się na samym początku kolejki, więc czekała mnie przeprawa przez wszystkie wagony. Z każdym mijanym przedziałem pęcherz stawał się mniejszy i myślałem, że nie wytrzymam. W końcu pobiegłem nie zwracając na nic uwagi, gdy nagle zorientowałem się, że przemknąłem obok… niezręcznej sytuacji.
Mężczyzna, z którym wsiadł Liam był nauczycielem matematyki. To była pięta Achillesa Liama i dlatego potrzebował sposobu na podwyższenie ocen.
Wiedziałem (i wszyscy wiedzieli), że Liam chodzi na korepetycje, ale nikt nie wiedział co się na nich dzieje.
Molestowanie, gwałt, wykorzystywanie. Pan L. był do tego zdolny i groził Liamowi nie przepuszczeniem do innej klasy.
Li był z dobrej rodziny i miał opinię w szkole. Nie mógł jej zniszczyć ani zdenerwować rodziców. Mimo cierpienia zgadzał się na wszystko.
Pan L. zagroził mi tym samym co jemu jeśli komuś powiem. Nie mogłem nie zdać, więc trzymałem wszystko w tajemnicy i raczej nie powiedziałbym nikomu nawet gdyby nie prosił mnie o milczenie. Bałbym się.
Parę dni potem z powodu nieobecności nauczyciela WF-u zostaliśmy przyłączeni do starszej klasy. Liam zwykle grał w długim rękawie, ale tym razem zapomniał koszulki, więc pożyczyłem mu swoją i skombinowałem fałszywe zwolnienie dla siebie.
Obserwowałem go cały czas i zauważyłem blizny na nadgarstkach. Nie mogłem uwierzyć. Idealny Liam P. okaleczał się.
Nagle przypomniałem sobie co robi z nim nauczyciel i westchnąłem ze współczuciem. Zrozumiałem, bo przecież na jego miejscu zrobiłbym to samo.
Któregoś dnia zaproponowałem mu pomoc w matmie, bo mnie ten przedmiot nie sprawiał żadnego problemu.
Zanim odpowiedział miał łzy w oczach i głośno oddychał. Powstrzymywał się przed rozpłakaniem. W końcu zgodził się. Byliśmy umówieni na piątkowy wieczór.
Dostałem adres od jego byłej dziewczyny. Poszedłem tam od razu po szkole. Otworzyła sympatyczna kobieta i powiedziała, że Liam jest na górze w swoim pokoju. Udałem się tam, ale nie zastałem go. Pomyślałem, że jest w łazience obok, więc zapukałem. W odpowiedzi usłyszałem jęk. Wszedłem do środka i zastałem go zakrwawionego na podłodze. Płakał tak obrzydliwie mocno, że sam też to zrobiłem. Udzieliło się.
Wyrwałem mu z rąk żyletkę i przycisnąłem do pociętych rąk swój podkoszulek, by choć trochę zatamować krew. Nic się wtedy nie liczyło – chciałem tylko mu pomóc.
Wytarłem łzy. Swoje i jego. A potem objąłem jego twarz i spojrzałem głęboko w oczy.
- Nie rób tego. – powiedziałem.
- Muszę… po prostu… muszę. – wydukał i znów się rozpłakał.- On jest straszny, ale… zrozum mnie.
To był tak okrutny dla mnie widok, że nie mogłem pozostać bezradny. To co potem zrobiłem nie mogę wyjaśnić. Było spontaniczne.
- Dlaczego mnie pocałowałeś? – zapytał.
Wzruszyłem ramionami, nie widząc jak odpowiedzieć.
Potem pomogłem mu się umyć, a on pożyczył mi swoją koszulkę. Trochę za dużą i przesiąkniętą jego perfumami. Podobała mi się.
- Wiesz, że ja nie jestem gejem, Harry. – wyrwał nagle, gdy szykowałem się do wyjścia.
- Wiem Li. Nie zrobiłem tego, by okazać, że mi się podobasz. – odpowiedziałem, a on lekko się uśmiechnął.
- Jesteś teraz moim najlepszym przyjacielem.
Po tych słowach przytulił mnie i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jakie wielkie miały dla mnie znaczenie.
Jako jego przyjaciel czułem się zobowiązany, by spróbować mu pomóc, ale nie mogłem. Nie słuchał mnie, a ja bałem się powiedzieć komuś prawdę.
Znasz już czwarty i ostatni sposób na zniszczenie życia.
Mam nadzieję, że zmusiło Cię to do rozmyślań i zmiany zdania o młodzieży. Czasem nie wiemy co dzieje się wokół nas. Problemy, które zwykle tłumaczy się głupotą nastolatków mają swoje drugie dno.
Nie ważne, który przypadek jest cięższy. Nie ważne czy to bulimia, agresja, ćpanie czy molestowanie i samookaleczanie. Każdy Problem może skończyć się tak samo.
Możesz jeszcze pomóc Zaynowi i Liamowi. Ja pójdę w ślady Niall’a. Przepraszam.
Ach, zapomniałbym:
Zakochałem się w Tobie. Wiem, że nie możemy być razem i to sprawia, że mam jeszcze mniejszą ochotę żyć, ale musiałem Ci to powiedzieć. Przepraszam za to cale zamieszanie.
Nie zapomnij o mnie… proszę.
Twój problem, Twój Harry
PS Jeszcze możesz mnie uratować. Masz cztery godziny.
Louis wrócił do domu zapłakany i zatrzymał się na progu. W tej chwili dosłownie wlókł się po zimnej podłodze klatki schodowej i nie wiedział co zrobić.
Ostatni Problem uderzył w niego z niewiarygodną siłą. Kiedyś dużo czytał o molestowaniu. Bał się tego jako dziecko. W dodatku jego babcia była wykorzystywana seksualnie przez swojego nauczyciela.
Niestety Tommo za nic nie mógł sobie przypomnieć jak sobie z tym poradziła.
Teraz opierał się o drzwi i uderzając w nie ręką łkał. Chwilami nie mógł nabrać powietrza i krztusił się swoimi łzami. Nagle usłyszał zgrzyt i wpadł do mieszkania. Otworzył oczy, a nad nim stał zaspany i rozkojarzony Josh.
- Co ty wyprawiasz?! – krzyknął i pomógł przyjacielowi podnieść się z ziemi.
- Musisz mi pomóc !
Rozpłakałam się ;( Kocham twoje opowiadania ;*
OdpowiedzUsuń